Wieki temu, chyba ze trzy lata temu, dostałam od koleżanki parę cudownych perełek. Jedną z nich była ta komoda. Pisałam o tym TU. Aż wstyd, że stała tyle lat, żeby się nią zająć. Ale tak to już jest. Szewc bez butów chodzi. Ciągle żyję w niedoczasie, więc kiedy mam chwilę, to nadrabiam obiecane prace dla innych. Ale pomiędzy świętami a nowym rokiem miałam totalny luzik, więc postanowiłam, że w końcu wprowadzę szuflandię na moje salony. ;)
Pierwsze prace nie napawały radością. Szuflady były źle powkładane i zadawałam sobie pytanie jak ja je włożę na ich prawidłowe miejsce.
Ale, kiedy wyjęłam wszystkie szuflady do czyszczenia, okazało się, że każda ma swój numer! Oznakowanie zaczynało się od "75" do "100". Jeśli takie dalekie oznaczenia ma ta komoda, to były też przed nią. Może stały w rzędzie i poprzednie miały 1-24, 25-49, 50-74. To tylko moje przypuszczenia.
Bardzo cieszyłam się, ze ktoś , kiedyś oznaczył te miejsca. Potem zabrałam się do czyszczenia 25 szufladek. Nie było łatwo. By oczyścić drewno musiałam pozdejmować rameczki. W większości przypadkach gwoździe wychodziły bez problemu, ale w paru miejscach zostały bez możliwości ich podważenia.
Ja nie miałam na to pomysłu. Ale mój M co mógł to wyjął, resztę bezgłowych gwoździ dobiłam i już. Trudno. Nie chciały wyjść to zostaną. haha...
Rameczki były bardzo zardzewiałe, więc pomalowałam je na grafit. Ale potem jakoś mi nie pasowały. Musiałam je przyciemnić. Spryskałam na przemian czarną i złotą farbą. Wyszły jakby były mosiężne. Zresztą sami zobaczcie.
Po oczyszczeniu, nie było co sklejać, więc zabejcowałam bejcą ciemny dąb. Potem zawoskowałam orzechowym kolorem. Wypolerowałam. Założyłam rameczki i nowe-stare gałki.
No i już stoi na swoim miejscu. Mam nowe miejsce na swoje przydasie.
Wrzuciłam dużo zdjęć, a co tam, mam nadzieję, że się nie zanudzicie :)
I tak jeszcze dla przypomnienia PRZED i PO.
Uściski,
Beata
Комментарии